Po zeszłorocznej słabowiatrowej Tajlandii, ferie zimowe 2012 chcieliśmy spędzić w bardziej wietrznych i urozmaiconych warunkach. Ponieważ tegoroczna ekipa treningowa składa się z rajderów różnych styli, nasze wymagania co do spotu były wyjątkowo wysokie. Przede wszystkim chcieliśmy znaleźć miejsce, gdzie moglibyśmy popływać rejs.
Tomek Janiak Niebrzydki, Maks Żakowski i ja szukaliśmy przestrzeni na wodzie umożliwiającej trening i testowanie sprzętu. Chcieliśmy również móc popływać wave, tak dla odmiany. A Marek Junior i Mirek Węgielnik szukali miejsca do freestylu. Wynik rzetelnej analizy ciepłych spotów wskazał nam Wietnam, a dokładnie Mui Ne na wschód od Sajgonu. Według wieści z netu wszystkie konkurencje można uprawiać tutaj w jednym miejscu – taki „all in one”. Dodatkowo Wietnam nikomu z nas nie był znany i mocno kusił.
Jesteśmy już tydzień na miejscu a dwa kolejne przed nami. Przez pierwsze dni dochodziliśmy do siebie po raczej męczącej podróży, której najgorszą częścią był ostatni etap z lotniska w Sajgonie do Mui Ne. W sumie jedynie 200km a jechaliśmy 6 godzin wynajętą taksówko-vanem. Ciągnęliśmy się w nietypowych dla nas korkach:
Na miejscu potrzebowaliśmy paru dni, aby dojść do siebie, uregulować zegar biologiczny (6 godzin różnicy a w przypadku Tomka aż 12 godzin, bo leciał z Nowego Jorku) i zapoznać się z warunkami panującymi na spocie. Dziękujemy polskim lokalesom, którzy dzielą się swoją pomocną wiedzą oraz Jarkowi Gutkiewiczowi za serdeczne przyjęcie w hotelu i wspólne spędzanie czasu.
Na razie kręcimy filmiki z wody i budujemy po woli archiwum, pływamy każdego dnia. Najwięcej było do tej pory wave, bo warunki były całkiem zacne. Fala dochodziła nawet do 3 metrów ale zawsze jest onshorowa czyli trudna do jazdy. Szlifujemy jazdę bezstrapową a Niebrzydki i Maks są już na pułapie jazdy na wypięciu (unhooked). Silny wiatr i długie wypłaszczenia między falami dają przyzwoite warunki do starej i nowej szkoły freestyle.
Testujemy również nowy sprzęt w tym pierwszy polski prototyp deski racing (SU-2), poznajemy okoliczne atrakcje, wietnamskie zwyczaje, kuchnie a ja niestety nawet usługi medyczne (szwy na głowie i stopie). Jak do tej pory mamy gęby raczej zadowolone, bo wiatr łaskawy jest nam każdego dnia. Większość czasu spędziliśmy na małych rozmiarach 7-10m.
Mieliśmy również przyjemność celebrować 18 urodziny Maksa. Mogę pozazdrościć mu, że wszedł w dorosłe życie w tak egzotycznym miejscu.
Dzisiaj Tomek i Maks są po pierwszej sesji racing. Ja jeszcze czekam dzień, dwa na wylizanie się z ran. Poza tym pływamy na ograniczonym sieciami akwenie niepozwalającym na przeprowadzanie planowanych treningów. Stanowi to spory problem, ale dajemy radę.
Ten wyjazd dowodzi, że kitesurfing może być wielowymiarowy i dawać radochę rajderom różnorodnych stylów.
Za nami prawosławny Nowy Rok hucznie świętowany w prawie rosyjskim Mui Ne, a przed nami wietnamski Księżycowy Nowy Rok , który obchodzi się tutaj przez cały tydzień.
Prognozy na najbliższe dni wróżą sporo racingu. Stay tuned...
Z pozdrowieniami z gorącego Wietnamu
Marek Rowiński :"BraCuru"
Trochę race:
Prototyp SU2: Wietnamski highway:
Old schol: New school: Kiteloop school:
18-tka Maksa: Wypadek przy pracy:
I na koniec troszkę wave:
« poprzednia | następna » |
---|