Jurata. Połowa sierpnia. Finał Pucharu Polski oraz Mistrzostwa Polski Ford Kite Cup 2011.
Najważniejsza dla całego środowiska kajtowego impreza sezonu już za nami. Miałem przyjemność brać w niej udział i chciałbym podzielić się swoimi wrażeniami.
Zjechało się więcej niż zwykle zawodników. Do freestylu facetów zarejestrowanych zostało 19 zawodników. Do racingu zgłosiło się 17 ścigaczy. Pojawiły się 4 kobiety oraz 7 młodzików we freestylu. Nie są to ilości, które całkowicie zadawalałaby organizatorów i PSKite. W tym przypadku mogę napisać, że nie zawsze ilość jest jedynym najlepszym wymiernikiem dla oceny zawodów. Osobiście uważam, że były to najlepsze zawody w jakich brałem udział pod względem atmosfery. Pełen luz na plaży i pełna koncentracja oraz wzajemny szacunek podczas startów. Myślę, że zawodnicy z paroletnim doświadczeniem w startach dojrzeli pod względem sportowym a jednocześnie czerpią wiele radości ze wspólnych spotkań. Dobrze to wróży na przyszłość i daje kapitalny przykład dla tych, którzy pojawili się na zawodach po raz pierwszy. Poza tym szczerze napiszę, że dzięki tegorocznym działaniom PSKite zawodnicy i organizatorzy jakby wzajemnie się „dotarli”. Aktywni zawodnicy mieli wpływ na sportowe decyzje organizatorów co pomogło przeprowadzić zawody w jeszcze bardziej profesjonalny sposób. O całym sezonie napiszę szerzej w oddzielnym artykule a teraz wracam do Juraty.
Wiatr, najważniejsza rzecz potrzebna kajciarzom, raczej nas nie rozpieszczał. Prognozy nie były obiecujące ale dawały szanse na rozegranie freestylu w poniedziałek, dlatego organizatorzy od razu zadeklarowali przedłużenie zawodów o jeden dzień. Dyrektor zawodów – Mirek Stępniewski aka Stempel – najbardziej skuteczny szaman wiatru, miał 24 godziny więcej na swe tajemne modły. Tymczasem sobota, pierwszy dzień zawodów, dała nam po południu wiatr w najsilniejszych porywach sięgających 12 węzłów. Zwykle było 5-9-5 węzełków. Dla rejsiarzy takie warunki to trochę mało ale najbardziej doświadczeni radzą sobie całkiem nieźle. Poszły dwa wyścigi. Nie trudno było przewidzieć, że Błażej „Błaszko” Ożóg przypłynie pierwszy na metę. To są jego warunki. Tomek „Niebrzydki” Janiak meldował się drugi ale z parominutową stratą. Po kolejnych minutach pojawiał się kolejny zawodnik i tak do końca peletonu. Wyścigi były raczej nudne i długie. Wydawało się, że tak będą wyglądać kolejne wyścigi. Nic bardziej mylnego. Niedziela przyniosła lekko stabilniejszy wiatr „onshore” 6-9kts. Zza chmur wyszło słońce, zrobiło się ciepło, wysypali się plażowicze. Stempel cierpliwie poczekał do 1300 i rozpoczął rejsowanie.
Od pierwszego wyścigu okazało się, że Błaszko nadal będzie dominował ale tuż za nim działy się interesujące przypadki. Parominutowe różnice na mecie pomiędzy zawodnikami zmieniły sie na parosekundowe a plaża zapełniła się kibicami, którzy najwyraźniej mieli sporo radości z oglądania pasjonujących wyścigów. Miałem okazję przyglądać się temu trochę dłużej, bo udawało mi się zwykle przypływać w czubie i automatycznie rezerwować czas na odpoczynek, obserwację pozostałych na placu boju zawodników, pracy sędziów i reakcji kibiców. Komentarze Tomka Lebeckiego i Maćka Boszko mocno podgrzewały atmosferę na plaży. Były oklaski, aplauz, falki na boki, piski gruppies (zwykle dla pana Tomka). Myślę, że ciekawy komentarz to klucz do sukcesu i zwiększenia ilości oglądających.
Stempel zrobił ukłon w stronę licznie zgromadzonych kibiców i ustawił górną boję blisko brzegu, co skutkowało czytelną dla widzów walką odbywającą się wzdłuż plaży. Tak jak wspomniałem Błaszko z chirurgiczną dokładnością zmierzał po swój pierwszy tytuł mistrza Polski. Niebrzydki po pierwszych wyścigach zdał sobie z tego sprawę. Roszady desek na pewno mu nie pomogły. Poddał się przed półmetkiem i pływał jakby powietrze schodziło mu nie tylko z tub. W efekcie peleton zaczął deptać Tomkowi po piętach. Trzy razy wjechałem na metę będąc parę lub paręnaście sekund za Tomkiem. Parokrotnie wjeżdżałem przed nim na górną boję. Filip „Świstak” Porzucek, Maks Żakowski i Adam Szymański również zaliczyli górną boję przed Niebrzydkim. Nie linia startu a właśnie górna boja stała się miejscem najostrzejszej walki. Mijaliśmy ją całą piątką lub szóstką w odstępach paro sekundowych. Sztagi robione tuż przed boją dodawały jeszcze większego smaku tym taktycznym bojom.
Teraz parę zdań mojej oceny reszty peletonu.
Świstak pływa równo i szybko. Widać, że otrzaskał się dobrze ze swoim sprzętem. Wydaje mi się, że wiatr powyżej 10kts pozwoliłby mu na jeszcze lepszy wynik. Miał bardzo dobry początek lecz osłabł fizycznie przy ostatnich czterech wyścigach i w ogóle nie wystartował w ostatnim biegu.
Maks Żakowski – może wiele nie będę pisał o nim, by nie zepsuć tego młodzieńca. Taktycznie pływa już jak stary wyga (to wynik ośmiu lat w zawodniczym żeglarstwie). Osobiście wróżę mu wiele sukcesów za parę lat. Tymczasem musi trzaskać godzinki na rejsówce w każdych warunkach. Na windsurfingu i kajcie zrobiłem kilka tysięcy godzin na morzu a Maks raptem może ze 200. Jeśli czytasz to Maks to: godzinki, trening, godzinki, trening ... a potem sukcesy przyjdą same. No i warto, abyś poprawił się w pierwszych wyścigach podczas regat.
Adam Szymański ostrzył mocno zęby, tfu, stateczniki na mnie. Był raczej przekonany, że pojedzie mnie z łatwością co udawało mu się podczas zgrupowania w Rewie, gdzie słabo wiało. Szczególnie downwindy Adama były tam szybsze i pełniejsze. Nie wiem co się stało ale Jurata pokazała odmienny obraz. Adam był wolniejszy właśnie na downwindach i nie czuł sie komfortowo w wietrze spadającym poniżej 8 węzłów. Dopiero w drugiej połowie wyścigów Adaś skoncentrował się i pokazał, że ma moc walczyć o podium. Szkoda, że troszkę za poźno by klepnąć lepsze miejsce.
Dominik Glogier ma wszystkie atrybuty by odnosić sukcesy: potężne doświadczenie na wodzie, dobry sprzęt, determinację, treningi z Niebrzydkim, idealny akwen. Brakuje mu jedynie czasu na trening race. Jak tylko Dominik spędzi więcej niż 100 godzin trenując na desce race zobaczymy go w czołówce peletonu.
Andrzej Fal – grand master o sercu i mocy młodzika. Co za facet?! Jak dla mnie najlepszy przykład, że kiteracing może być prawdziwą pasją w każdym wieku. A jego radością można byłoby obdarzyć paru znacznie młodszych. Podczas wyścigów walczy do końca mimo, że czasami bezcelowo, bo na przykład zamknięto metę. Facet cieszy się każdym najdrobniejszym sukcesem. Jego wejścia na podium niech będą przykładem dla młodzieży jak można cieszyć się tą dumną chwilą.
Leszek „Collins” Mróz chyba nie jest zadowolony ze swojego występu w Juracie. Poddał się po pierwszym dniu, kiedy nie mógł poradzić sobie z bardzo słabym wiatrem. Mam nadzieję, że za rok Collins ogarnie słaby wiatr. Przypuszczam, że sprzęt będzie miał bardzo dobry.
Michał Greń zaskoczył mnie pojawieniem się „out of the blue” na zawodach race. Michał radził sobie dobrze na Fordzie ze 3 lata temu ale we freestylu. Potem zniknął i tutaj taaaaka niespodzianka. Drugie zaskoczenie to fakt, że pływał bardzo równo i radził sobie świetnie w marginalnych warunkach. Zasłużenie klepnął 7 miejsce. Brawo Michał i liczę, że nie był to jednorazowy pokaz Twoich umiejętności.
Radek Szamszur to partner Maksa z kadeta. Ten chłopak to wulkan energii i potencjału. Na razie spędził tylko parę godzin na desce race, więc erupcja jego mocy nastąpi dopiero za rok.
Piotr Wojewski to sygnał nadchodzących zmian w kiteracingu. Pełny profesjonalista, trener kadry Polski klasy laser. Nie znam dokładnie przyczyn zabrania się za racing ale Piotr potwierdza zjawisko zapoczątkowane przez Maksa i Radka czyli migrację zawodników z innych klas żeglarskich do kiteracingu. Trzymam kciuki Piotr i liczymy, że swoim laserowcom każesz otrzaskać sie również z kiteracingiem w ramach poszerzenia ich wszechstronności.
Andrzej „Japa” Ożóg nie dał sobie szans na pokazanie swojego potencjału. Japa koncentrował się raczej na przyklepaniu tytułu mistrzowskiego przez syna niż na własnych występach. Teraz jak Błaszko osiągnął swój cel to liczę, że Andrzej weźmie się za porządny własny kite-rozwój i za rok powalczy bez Błaszkowego balastu.
Jacek „Papa Dakti” Daktera nie rywalizował, bo nie ma deski ale widziałem jak analizował wyścigi i coś mi intuicja podpowiada, że za rok zobaczymy wielki kam-bek Papy Daktiego.
Janek Stanek, Tomek Lebecki i Szymon Ożóg wystąpili w racingu jedynie jako zarejestrowani zawodnicy. Panowie! Czekam na Wasz rejsingowy prawdziwy wodny chrzest.
Przyznam, że rozpisałem się o ścigaczach ale naszej ekipie freestyle nie było dane pokazać swoich akrobacji, więc trudno coś napisać. Mimo szamańskich zaklęć i wczesnego wstawania w poniedziałek o piątej rano nie udało się ruszyć pojedynczej. Po raz pierwszy w tym sezonie! Chyba tylko Stempel może tak zmobilizować kajtową brać do pierwszych startów o wschodzie sierpniowego słońca. Wiatr, zgodnie z prognozą, odkręcił na zatokową stronę ale nie nabrał takiej odwagi by przekroczyć 14 węzełków w najsilniejszych szkwałach. W ogóle okazał się dziwnie rzadki. Niby wiało a zawodnicy na 12m mieli problemy z wybiciem się z krawędzi. Szczególnie było to widoczne w heacie kobiet, gdzie Michalina Laskowska i Asia Litwin praktycznie przepłynęły jedynie przez strefę. W tych granicznych warunkach Karolina wykazała się najbardziej doświadczona a Kasi Lange pomogła chyba jej piórkowa waga i dobry dobór latawca. Niestety gorycz porażki posmakowała biedna Misia, która zajęła dopiero 4 miejsce i spadła w rankingu PP aż na trzecie miejsce. Na pewno Misia szybko będzie chciała wymazać z pamięci te pechowe dla niej zawody.
Radosnym wydarzeniem jak dla mnie była ilość młodzików. W Juracie pojawiło się ich aż siedmiu. Chyba nigdy nie było aż tak wielu. Wojtek Issel pokazał kolejny raz, że rządzi w tym roku w tej kategorii i został jednocześnie Mistrzem i Zdobywcą Pucharu Polski. Za rok jednak nie będzie mu tak łatwo, bo przesympatyczny Denis Żurik nie będzie zimował w PL a na pewno powiększy kaliber swoich trików gdzieś na treningach w cieplejszych klimatach.
W mastersach freestyle Niebrzydki widząc, że dziewczyny mają mało gazu na 12tkach sam założył 16m rejsowego tygryska RRD. Niewiele mu to pomogło, bo wiatr zdechł zupełnie około śniadania a ja za to porobiłem fajna sesyjkę foto samotnemu Tomkowi siedzącemu na ławce na jurackim molo.
Popołudniu zawody wróciły na stronę bałtycką, bo miało coś tam pierdnąć. Podmuchów wystarczyło jedynie na rozegranie młodzików i mastersów. Tomek zasłużenie klepnął tytuł mistrza Polski freestyle mastersów i zdobywcy Pucharu Polski FKC 2011.
Seniorzy freestyle szykowali się na prawdziwy pokaz siły. Junior wylosował w pierwszym heacie Daktiego a to oznaczałoby wymianę cios za cios i to od razu w kategorii ciężkiej. Niestety – nie wyszło. Szkoda wielka.
Ceremonia zakończenia była bogata w dyplomy, wyróżnienia, puchary. Wyjątkowa atmosfera zawodów została podkreślona specjalnym podziękowaniem dla organizatorów od zawodników przekazanymi słowami Tomka Janiaka. A Błażej "Błaszko" Ożóg postawił kropkę nad "i" przekazując swoją nagrodę za I miejsce Pucharu Polski (1500PLN) na rzecz PSKite w podziękowaniu za pracę jaką zrobili chłopaki ze Stowarzyszenia w tym sezonie. Dzięki Błaszko - jesteś Mistrzem nie tylko na wodzie!
Przez pośpiech i niedopatrzenie nie zostali jednak wyróżnieni najlepsi zawodnicy Pucharu Polski 2011 w każdej kategorii. Przeprosiny i wyjaśnienie tutaj: http://pskite.pl/index.php/news/76-mp-w-juracie-.html
Wyniki z Juraty: http://www.fordcup.pl/tabelacr2011.php
http://pskite.pl/index.php/zawody/wyniki.html
Relacja Forda: http://www.fordcup.pl/index.php?a=54
Galeria zdjęć: http://www.fordcup.pl/index.php?a=103
Na koniec chciałbym podziękować wszystkim zawodnikom za pojawienie się w Juracie i za stworzenie fantastycznej atmosfery. Trochę smutno mi się robi, że podobnie będzie dopiero za rok w maju. PS. Organizatorzy Ford Kite Cup oficjalnie potwierdzili kontynuację zawodów w 2012! A organizatorom dzięki za stałe windowanie poziomu zawodów na wyższe pułapy, wysłuchiwanie sugestii zawodników i owocną współpracę z PSKite.
« poprzednia | następna » |
---|