Prawdziwe oblicze Rewy – tak można nazwać ostatnie zawody z cyklu Ford Cup. Pogoda nam się przewinęła we wszystkich możliwych kolorach - słoneczko, rzęsiste opady, flauta, jak i zaraz po niej porywisty wiatr do 25 węzłów. Tak się to się zwykle dzieje w Rewie, gdy wieje z WSW.
Ogólnie zawody znowu upłynęły pod dyktando Niebrzydkiego i Błaszki, których od reszty stawki dzieli duży dystans, jednakże nie aż tak bardzo duży, jak było to w Chałupach. Pozostali zawodnicy poczynili znaczne postępy i wewnątrz tej grupy toczy się zawzięta walka o lokaty. Łukasz Koński zaczyna powoli wyrastać na Wielkiego Trzeciego, a tuż za nim zacięty bój toczyli trzej zawodnicy , których dzieliła różnica jedynie dwóch punktów, tj.Świstak, Max i BaraCuru. Dalej Dominik Glogier, który pewno przeżywał zasztyletowanie swojego RRD (dobrze ,że to był tylko latawiec, a nie jakiś zawodnik) razem z Andrzejem Falem nadrabiali zaległości punktowe głównie przez hart ducha, tj. uczestnictwo w ostatnich czterech wyścigach. Reszta zawodników praktycznie wymiękła i nie startowała nawet w drugiej części dnia.
Omawiając zawody w szczegółach należy wspomnieć o trasie, która start miała wyznaczony przez dwie boje ulokowane u nasady Rewskiego cypelka. Pierwszy hals na wiatr do boi zwrotnej lewoskrętnej , dalej boja offsetowa trochę w dół, też lewoskręt i dalej do dolnej boi startowej, którą należało minąć lewą burtą. Następnie znowu do góry obie bojki lewoskręt i już prosto do mety wyznaczonej przez dolną boje startową i wieżyczkę sędziowską. W czwartek przy większym wietrze zaczęto od Freestylu . Race puszczono dopiero koło godziny pierwszej, zmuszając zawodników do ciągłego czuwania, co było uciążliwe zważywszy na odległość do pierwszego Toi-Toia. Tego dnia rozegrano 5 wyścigów, z których wszystkie wygrał Tomek. W czterech z nich drugi był Błażej, który w piątym został zdyskwalifikowany za falstart. W pierwszym piątkowym wyścigu, który zaczął się koło 10,40 zaraz po starcie zupełnie przyflauciło i wszystkim zawodnikom powpadały latawce do wody. Po chwili zerwał się bardzo mocny szkwał osiągający w porywach 25 knotów, połączony z dużym opadem deszczu. Konkurencję wznowiono po godzinie czasu i rozegrano jeszcze dwa wyścigi - oba wygrane przez Błażeja, Tomek drugi. Dalej przerwa na Freestyle i po 15,30 zarządzono dogrywkę- ostatnie 4 wyścigi. Decydującym o zwycięstwie w całych zawodach okazał się wyścig przedostatni , jedyny tego dnia wygrany przez Tomka ale dający mu ogólnie pierwsze miejsce w Ford Kite Cup Race Rewa 2011. Był to naprawdę pasjonujący bój gdzie do – no, powiedzmy przedostatniej chwili, ważyły się losy zwycięstwa. Tomek startując we Freestyle (1-sze miejsce w kategorii Masters) zdecydował się na dodatkowy wysiłek fizyczny, który pewno odjął sił w dalszej części Rejsu.
Ja osobiście zakończyłem uczestnictwo w zawodach jak i swój pobyt w Rewie bez udziału w ostatnich 4-ech wyścigach, bo po prostu zupełnie przemarzłem i poobcierałem sobie pianką skórę. Tu rada dla przyszłych uczestników zawodów - jeśli zanosi się na dłuższą przerwę w zawodach, tj. powyżej 0,5 godziny, stanowczo radzę się przebrać w suche ciuchy, by ciało trochę odpoczęło. Słona woda z piaskiem wcierająca się przez wiele godzin (6 w czwartek+5 w piątek) w skórę potrafi mocno doskwierać.
Podkreślić należy fakt prawdziwie zażartej rywalizacji reszty stawki, gdzie losy kolejnych miejsc przeplatały się na zmianę z panującą pogodą. Niestety, brak oficjalnych wyników wyścigów nawet do połowy drugiego dnia regat nie dawał szczegółowego poglądu na kolejność zawodników. Nie obyło się niestety bez ofiar i … plotek. Adam Szymański po dobrym czwartkowym występie, na skutek kontuzji kolana nie wystąpił w drugim dniu regat , Dominik Glogier miał „ała” na dłoni (w dwóch miejscach), Filip Porzucek miał problemy z ciśnieniem w głównej tubie latawca. Z kolei Marek Rowiński pobieżnie rzucił opinię na temat swych dalszych występów w Rejsie … itd. Jeśli chodzi o więcej grochu z kapustą , to Collins kupił sobie nową deskę Northa, Świstak występował także we Freestylu, Koniu występuje w Rejsie z powodów osobistych i dla rekreacji, Japa zjadł 3 porcje kurczaka z grilla, młodemu Dakterze zaginęła w czwartek niebieska pianka, a ja pewnie zacznę przygodę z dmuchańcami i to by było na tyle dla „Pudelka”.
Jeśli chodzi o wątek osobisty, to muszę stwierdzić, iż tym razem rozstrzygnąłem odwieczny dylemat kajciarzy – pompowane czy komórki (czytaj Flysurfer). Po jedenastu już latach używania jedynie komórkowców (z wyjątkiem jednego Naisha kupionego od Pauliny) muszę stwierdzić, że na obecnym etapie ewolucji latawców dla mnie lepszą opcją na wodę są pompowańce. Mimo bezsprzecznie lepszego profilu aerodynamicznego komórek, nie widzę ich przewagi ciągu ani też większego zakresu wiatrowego, za to w praktyce wychodzi więcej plusów pompowańców. Dla mnie najważniejsze z nich to trzymanie powietrza w tubach na wodzie i przez to możliwość użycia ich jako tratwy ratunkowej, łatwość natychmiastowego pojęcia ich z wody przez rescue, mniejsza ilość linek do splątania i wreszcie popularność, która przekłada się na znajomość obsługi w położeniu czy też starcie latawca. Na zawodach dysponowałem jedynie latawcami o wymiarach 19 i 12 m2 co bardzo odbiło się na wynikach. Odpalona w drugim dniu 12-tka po prostu mi nie ciągnęła, zaś 19-tka podczas porywów wyciągała mnie do góry i nie pozwalała iść ostro do wiatru. Tak więc radzę przyszłym zawodnikom mieć pełną rozmiarówkę na zawody. O wadach pompowańców napiszę więcej gdy je bliżej poznam na razie komórek nie sprzedaję.
Podsumowując trzeba powiedzieć, że regaty należy zaliczyć do ciężkich pogodowo, wymagających zarówno fizycznie oraz psychicznie jak i trudnych do obsługi przez ekipę ratunkową organizatora, wyławiającą kilkunastu chyba freestylowców po zawietrznej stronie Szperka. Wyraźnie widać, że mamy już w Polsce skonsolidowaną kilkunastoosobową grupę zdeterminowanych „rejsiarzy”. Jest to ważny fakt, bowiem w dyscyplinie tej dopiero w tym roku mamy dokładnie określone wymiary desek ,finów, latawców, przepisy regatowe (przetłumaczone głównie dzięki BaraCuru) itd. Wszystkim biorącym udział w Zawodach bez względu na osiągnięty wynik (oraz wiek) można pogratulować i życzyć wielu następnych sukcesów. Apropos wieku, to proszę zwrócić uwagę na to, że np. Błażej to 17-to latek, Tomek to ponad 2x siedemnastolatek, zaś piszący te słowa to już ponad 3x i tak ten czas leci, jest to więc sport wielopokoleniowy.
Na koniec pragnę złożyć swojej żonie Katarzynie podziękowanie za swoją obecność podczas Regat jak i osobistą nagrodę .Wszystkim organizatorom, kibicom jak i wspierającym nas duchowo i materialnie również dziękujemy!!!
« poprzednia | następna » |
---|