Polskie Stowarzyszenie Kiteboardingu

  • Zwiększ rozmiar czcionki
  • Domyślny  rozmiar czcionki
  • Zmniejsz rozmiar czcionki
Start Zawody Relacje Mistrzostwa Europy w Saint Gilles Croix de Vie

Mistrzostwa Europy w Saint Gilles Croix de Vie

Drukuj PDF
Pomysł wyjazdu do Saint Gilles Croix de Vie rodził sie pod koniec wakacji. Byłem nieźle przygotowany do występu w Juracie , niestety brak wiatru radykalnie pokrzyżował moje plany. Zawody się nie odbyły. Jedyna szansa pokazania tego nad czym pracowałem między kolejnymi edycjami polskich zawodów FORDA była we Francji na Mistrzostwach Europy.Tu też miała oczywiście zgromadzić się cala europejska śmietanka najlepszych zawodników.

Czy dorosłem już do tych startów startów? Czy warto poświęcić czas, zajęcia w szkole i w końcu kupę kasiory aby tydzień przesiedzieć na plaży przegrywając w pierwszym hicie. 

Pokusa była wielka , tym bardziej, że moi rodzice planowali na koniec października trip po północno-zachodniej Francji w poszukiwaniu fal i mogliby mnie jakoś odebrać i przygarnąć na czas zawodów. Tak więc wyleciałem już w sobotę do Paryża, by po jeździe pociągiem  w  niedzielę znaleźć się Nantes oddalonym o około 80 km od Saint Gilles Croix de Vie. Spotkanie z Atlantykiem rozpocząłem jednak w położonej 70 km na północ La Baule. Tutaj zatoka z piaszczysta plaża ma około 6 km długości i planowanym kierunku wiatru miały być fajne fale.
Już w nocy zaczęło rzucać samochodem i lać. I tak było aż do godz. 17. Ocean zdążył się nieźle rozbujać, a wiatr wiał z siłą powyżej 30 węzłów. Wyposzczony podróżą otaklowałem 8 i jako jedyny pływając wzdłuż bulwaru oddałem kilkadziesiąt naprawdę potężnych skoków z kiteloopami i trochę trików. Schodziłem z wody praktycznie po ciemku. Zadowolony, ale też niepewny sytuacji jaka będzie na wodzie za kilka dni w czasie zawodów.
Następnego dnia już w miejscu zawodów zdecydowałem się na godzinny trening. Była duża fala i silny prąd z wiatrem około 15 węzłów. Dodatkowo niebezpieczny wydawał się betonowy bulwar o wysokości około 5 metrów, na którym stał już kontener dla sędziów, wyglądało to naprawdę źle.
Drugiego dnia treningu, pogoda była idealna, wiatr na 10m i słońce. Mario trenował low moby, a ja wziąłem się za katowanie frontmobea z blinda z blinda.

Wieczorem dotarli do nas pozostali polscy reprezentanci. Asia Litwin i Hela Brochocka prosto z treningów w Brazylii , Michalina Laskowska z naszymi rejsiarzami Tomkiem Janiakiem i Adamem Szymańskim oraz Wojtek Issel który aby dotrzeć na start z Gdańska wyruszył pociągiem ze Śląska już dzień wcześniej. I tak generalnie umordowania po wieczornej rejestracji znaleźliśmy się wreszcie w łóżeczkach aby zdążyć na poranny skippers meeting zaplanowany na 7 rano. 
 
Rano było okropnie. Widno robi się tu naprawdę dopiero o 9 tak więc pomysł spotkania o 7 rano był szatański. Po 30 minutach było wiadomo, że trzeba wracać do łóżek. Po ciemku, w deszczu  i przy wodzie sięgającej betonowego nabrzeża bez wiatru nie da się rozegrać zawodów. 
 
Ale woda jak to woda, lubi pływać. W końcu deszcz ustał, woda się wycofała odsłaniając kilkusetmetrową piaszczystą plażę i zaczął narastać wiatr. Pierwsze heaty puszczono przed 11.Losowanie jak zwykle jest zagadką chyba, że jest się zdecydowanym faworytem. W naszym zespole miała rozegrać się 2x bratobójcza walka. Najpierw ja w heacie z Wojtkiem, potem Michalina z Helą. Miałem z dużo, ale jednak wyszedłem na 15. Wiatr był nierówny, duża fala. Miałem trochę szczęścia gdyż Wojtek miał  generalnie za małego kita i po kilku trikach walczył głównie z utrzymaniem się w strefie tym bardziej, że mieliśmy do czynienia z silnym prądem. Wykonałem kilka czystych trików w tym blind judge’a z blinda jednej reki . I odpuściłem zachowując siły na następne pojedynki. W pojedynku dziewczyn Hela mimo ponawianych wysiłków musiała uznać wyższość Michaliny. Trzeba przyznać i oddać im szacunek za samo zmaganie się ze stale rosnącą falą i siłą wiatru. Nie było łatwo. Patrzyliśmy na ich próbę wyjścia na wodę z dużym niepokojem.
 
Heat później miałem spotkać się z Johnno Sholte z Holandii. Nie znalazł się tu przypadkowo. Bywał na zawodach PKRA i a w KTE od lat. Tym razem otaklowałem 12. Intuicyjnie czułem, że jest w moim zasięgu, chociaż nigdy nie widziałem go pływającego w zawodach. Zrobiłem 11 hp w tym standardowe passy, kiteloopa 5, backmobe’a 5, blind judge’a 3 z jednej ręki i frontmobe’a z blinda. Nic nie przymoczyłem. Wracając z kitem daleko zza strefy zawodów wsłuchiwałem się w wynik. Był korzystny dla mnie. Kto następny.
Fala i wiatr ciągle narastały, plaża zaczęła się kurczyć. Zlikwidowałem 15. Następny wyłonił się Schitzhoffer. Przegrałem z nim 2 lata temu w Maroku na KPWT. Na parkingu przed zawodami mówiło się, że jest faworytem tych zawodach. W końcu 11 pozycja w PKRA i miesiąc temu w bezpośrednim pojedynku rozwalił Kevina- Mistrza Świata z 2009r. Więc albo teraz, albo nigdy. Wziąłem 10. Niebrzydki szedł wzdłuż plaży z 8 w razie konieczności zmiany. Zaczałem od KGB, blind judge 3, sbend pass, 313, flat3, kl 5, hasselhof, NIS, backmobe 5. Potem już tylko lepiej: kiteloop NIS, double HP, double sbend pass i frontmobe z blinda. Jechałem najlepszy heat w życiu. Byłem pewien, że z nim wygrałem, mimo jego ustanego przede mną frontmobe passa. Nic nie zgłębiłem. Wojtek, Adam , Tomek wszyscy mi gratulowali, ale wyniku nie było. W końcu był. Wygrałem z Schitzhofferem. Jestem co najmniej 5. Wstydu nie ma, można wracać. Następny Garat. 

Z nim nie miałem przede wszystkim kondycji aby wygrać. Z heatu na następny heat, w międzyczasie jeszcze kilkaset metrowy bieg po zmianę koloru koszulki. Zacząłem dobrze blind judge 3 z jednej ręki, KGB, flat 3, 313. Potem gleba, powtórka i już walka tylko z linią strefy. Pobyt w chłodnej wodzie ostudził emocje. Niestety przegrałem walkę o finał – satysfakcja, że przegrałem z jak się okazało ze zwycięzcą tych zawodów. Teraz czekało mnie, jako jedynego na całych zawodach, rozegranie piątego heatu. Byłem wykończony, dla Volpego był to 4ty heat.

Do walki o 3 miejsce z Erikiem Volpe stanąłem wyluzowany na 10. Volpe w poprzednim heacie zmierzył się ze Spiessbergerem, teraz miał chrapkę na mnie. To był ostatni heat zawodów. Woda była tak wysoko, że podjęto decyzję o przeniesieniu sędziów na betonowy bulwar. Ja stałem z kitem w zenicie na kamieniach zalewany przez wodę. Nie widziałem flag startowych. Cały bulwar ludzi. W kółko słyszałem powtarzane moje nazwisko. Ktoś w końcu krzyknął start. Ruszyłem. Problem fali i silnego prądu wyczułem po pierwszym nawrocie. Zaczałem dobrze sbend pass z jednej ręki, 315. Ale granica strefy coraz bliżej. Erik robi jakieś fikoły, ale gdyby nie kite w górze to bym go ani razu nie widział. Wszystko zasłaniają fale. Na szczęści PolishTeam dobrze ocenił sytuację. Bart, Niebrzydki, Adam, Wojtek i PapaDakti otaklowali wśród tłumu gapowiczów 12. Udało ją się jakoś znieść po rampie dla pontonów w kierunku wody. Bart wskoczył w ubraniu do wody, PapaDakti za nim i brodząc w wysokiej wodzie z kitem w górze przynieśli mi kita na koniec strefy. Tam wymiana i jeszcze kilka trików. Straciłem poczucie czasu. Nic praktycznie nie widziałem. Na bulwarze zrobiło się pusto, widziałem PapaDakti stojącego w ubraniu w wodzie i machającego. Podpływam, okazuje się, że czekają na nas bo już jest zakończenie i ogłoszenie wyników. Na szczęście poczekali. Lądowanie kita między budynkami i samochodami zajęło mi kilka minut. Graty w trawę i biegiem w kierunku części oficjalnej. Za mną Erik. Obaj nie wiemy kto wygrał. Nie wiemy kiedy się to skończyło i dlaczego. Nie miałem tęgiej miny wchodząc na podium dla pierwszych 4 zawodników. W końcu ogłoszenie wyników. Wygrałem. Radość i strach. Co dalej. 

Tomek Dakti Daktera.
 
Bardzo dziękuję wszystkim kolegom z PolskiegoTeamu. Jeszcze raz Adamowi, Niebrzydkiemu, Bartkowi i Wojtkowi. I oczywiście PapaDakti. Bez nich naprawdę nie dałbym rady. Pozdro.                  

Autorzy zdjęć: Jacek Daktera, Bart Niebylski, Adam Szymański

 

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować.